Rafał Zawierucha, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów młodego pokolenia, kończy dziś 39 lat i może świętować w wielkim stylu. Choć zaczynał od drobnych ról w serialach takich jak "Na dobre i na złe" czy "Ojciec Mateusz", dziś jest jednym z nielicznych Polaków, którzy pojawili się na planie Quentina Tarantino. W filmie "Pewnego razu... w Hollywood" wcielił się w samego Romana Polańskiego i zagrał u boku Brada Pitta, Margot Robbie i Leonardo DiCaprio.

Od tego czasu jego kariera nabrała tempa. Zawierucha wystąpił m.in. w filmach "Bogowie", "Najmro", "Gorzko, gorzko", "Miłość na pierwszą stronę" i w serialu "Behawiorysta". Aktor ma na swoim koncie role zarówno dramatyczne, jak i komediowe, a jego charakterystyczny uśmiech i energia na ekranie sprawiają, że trudno przejść obok niego obojętnie. Od lat związany jest także z warszawskimi scenami teatralnymi - grał w Teatrze Współczesnym, Och-Teatrze i Capitolu.

Teraz Zawierucha zamyka jeden rozdział i zaczyna nowy. Wspólnie z żoną, Beatą Wiśnicką-Zawieruchą, zdecydował się na odważny krok - przeprowadzkę do Los Angeles. Jak zdradził w wywiadzie dla "Vivy!", oboje otrzymali zielone karty, a wyjazd to realizacja jego wieloletniego marzenia o karierze w Hollywood.

- Jeszcze zanim poznałem Beatę, wiedziałem, że chciałbym tam zamieszkać. Tam liczy się praca i odwaga, a ja mam jedno i drugie

- mówił aktor.

Na dobry początek Ameryka już o nim usłyszała. Zawierucha dostał angaż w międzynarodowej produkcji "Rode Hard", która ma połączyć humor Dzikiego Zachodu z polską codziennością. To dla niego symboliczny start w nowym świecie.

Rafał Zawierucha nie tylko gra w filmach o marzeniach, ale naprawdę je spełnia. Teraz Hollywood ma go na wyciągnięcie ręki.