Katarzyna Gaertner, legendarna kompozytorka i autorka wielu polskich przebojów, znalazła się w centrum medialnego zainteresowania po publikacji tygodnika „Polityka”. W głośnym reportażu artystka ujawniła, że została pozbawiona majątku przez rodzinę, a potem — jak twierdzi — pozostawiona bez opieki i środków do życia. Jej relacja wywołała falę poruszenia, jednak oskarżany członek rodziny, kuzyn kompozytorki, przedstawił zupełnie inną wersję zdarzeń.

Gaertner opowiedziała, że po śmierci męża, aktora Kazimierza Mazura, została zabrana w nocy do notariusza, gdzie — jak twierdzi — podpisała dokumenty, nie będąc w pełni świadoma sytuacji. Jej słowa:

„Rano mnie ściągnęli z łóżka i zawieźli do notariusza. Leżał tam gotowy akt. Ja to podpisałam. Oczywiście w ogóle nie byłam przytomna”

— stały się jednym z najbardziej dramatycznych fragmentów tekstu. Dziś przebywa u dalszej rodziny męża, która zapewnia jej opiekę i rehabilitację.

W centrum oskarżeń znalazł się syn kuzynki Gaertner, którego artystka przyjęła pod swój dach w 1997 roku. Wychowywała go wraz z mężem, wspierając jego edukację muzyczną. Zdaniem kompozytorki, jego stosunek do niej zmienił się po śmierci Mazura. Jak podaje „Polityka”, znajomi artystki mieli potwierdzać, że w pewnym momencie nie miała nawet co jeść.

Oskarżany kuzyn w oświadczeniu przesłanym do redakcji „Faktu” stanowczo zaprzeczył tym zarzutom. Twierdzi, że kompozytorka została zabrana z sanatorium przez osoby trzecie, a kontakt z nią był przez długi czas utrudniony. Podkreśla, że Gaertner sama podjęła decyzję o podziale majątku: siedlisko miało pozostać w rękach rodu Gärtnerów, a inne nieruchomości trafiły do pasierba.

„Dziwię się, że redakcja tej rangi co ‘Polityka’ zdecydowała się na publikację, nie sprawdzając rzetelnie wszystkich faktów”

— zakończył swoje oświadczenie.

Sprawa Katarzyny Gaertner jest złożona i pełna sprzecznych relacji. Wśród rodzinnych konfliktów trudno dziś ustalić jedną prawdę.