Już 6 września TVN rusza z nowym show "Afryka Express". Osiem par będzie walczyć o przetrwanie w ekstremalnych warunkach. W ekipie znalazła się też Ewa Gawryluk z mężem Piotrem Domanieckim. I choć aktorka ma za sobą setki ról, to tego, co przeżyła w Afryce, nic nie mogło ją przygotować.

- To były trzy tygodnie na pełnym obrotach. Głód, zimno, brak snu i tysiące kilometrów do pokonania. Nikt normalny nie zafundowałby sobie takiej "wycieczki" - a my to zrobiliśmy!

- śmieje się Ewa. Jak dodaje, wcale się nie szykowała.

- Pojechałam tam na żywioł. Wolałam nie myśleć, bo jak człowiek się nastawi źle, to przepadł. Czekałam, co los przyniesie - i to było najlepsze

- tłumaczyła w rozmowie z reporterką TVN.

Największym szokiem były spotkania z lokalnymi mieszkańcami.

- Zatrzymywali nasz samochód, prosili o podwózkę, ale nigdy nie było agresji. Byli ciekawi, skąd jesteśmy, bo często nie wiedzieli nawet, gdzie leży Polska. A mimo to - zero niechęci, tylko uśmiech i otwartość

- zdradziła gwiazda.

Choć przed kamerami zobaczymy tylko dwanaście odcinków, ekipa nagrała ponad tysiąc godzin materiału.

- Będzie co oglądać, bo tam naprawdę działo się wszystko!

- zapowiada aktorka.

"Afryka Express" może być największym hitem tej jesieni - i prawdziwą szkołą życia dla gwiazd.