W półfinale 16. edycji "Tańca z gwiazdami" emocji nie brakowało – zarówno na parkiecie, jak i na widowni! Uwagę wszystkich przykuła Olga Frycz (38 l.), która pojawiła się w studio Polsatu z... ojcem, Janem Fryczem (70 l.)! Ich wspólne wyjście wywołało niemałe poruszenie, bo jak wiadomo, ich relacje przez lata były – delikatnie mówiąc – trudne.

Aktorka przez długi czas nie mogła wybaczyć ojcu, że porzucił rodzinę. Mówiło się nawet, że to właśnie Jan Frycz miał utrudniać jej start w zawodzie aktorki – ponoć miał „coś szepnąć” tu i ówdzie, by Olga nie dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Krążyły też plotki, że przez ojcowskie ultimatum straciła rolę w filmie "Sanktuarium", gdzie oboje mieli zagrać. Ich relacje długo były chłodne, a wspólne wyjścia – prawie nieistniejące.

Tym większym zaskoczeniem była ich wspólna obecność na widowni "Tańca z gwiazdami", gdzie Olga kibicowała swojemu ukochanemu, Albertowi Kosińskiemu, który w duecie z Adą Borek walczy o Kryształową Kulę. Wydaje się, że czas zaleczył rany, a narodziny córki Olgi zbliżyły ją do ojca. Jak donosiły media, Jan Frycz był jednym z pierwszych, którzy odwiedzili ją po porodzie.

To pierwsze od miesięcy publiczne pojawienie się duetu Frycz-Frycz. Ostatni raz razem pozowali w październiku 2024 na premierze filmu "Wrooklyn ZOO". Ich obecność w programie tanecznym jednoznacznie odczytano jako symboliczny koniec wieloletniego rodzinnego konfliktu.