Katarzyna Bujakiewicz nie udaje, że Boże Narodzenie musi wyglądać "jak z obrazka". Aktorka bez skrępowania przyznaje, że w jej domu Wigilia bywa zaskakująca - i wcale nie zawsze pachnie barszczem z uszkami. Zdarzało się, że razem z mężem jedli... wielkanocne potrawy, bo tylko jajka i resztki po świętach mieli w lodówce. Były też święta z pizzą w jedynej otwartej restauracji.

- U mnie wszystkie potrawy mogą być i mogą ich nie być

- mówi ze śmiechem. Gdy spędza święta na Lubelszczyźnie, królują pierogi, kapusta i ryby. W Poznaniu - lokalne zwyczaje. Ona sama nie ma "żelaznego menu". Najczęściej przygotowuje tylko bigos, chociaż to danie bardziej na drugi dzień świąt.

Najważniejsza nie jest jednak kuchnia, tylko... psy. Bujakiewicz podkreśla, że jej czworonogi są pełnoprawnymi członkami rodziny i mają pierwszeństwo nawet przed dorosłymi.

- Prezenty dostają przede wszystkim one

- żartuje. Od kilku lat święta spędzają z przyjaciółmi na Lubelszczyźnie, bo dla starszej, 17-letniej suczki długie podróże są zbyt męczące.

Kiedyś aktorka spędzała święta w Alpach z mężem snowboardzistą. Dziś stawia na spokojne, domowe Boże Narodzenie w Polsce.

Ma też marzenia bez hamulców: domek nad morzem i drugi w górach.

- Jak marzyć, to o Mercedesie, nie o Maluchu

- śmieje się, cytując tatę.

W jej domu zawsze jest też puste miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa.

- Wpuściłabym go bez wahania

- zapewnia. Katarzyna Bujakiewicz święta traktuje prosto: bez presji, bez perfekcji, za to z dużą dawką czułości i luzu. I to właśnie ten spokój jest jej największym świątecznym prezentem.